Tym razem coś dłuższego. Nic szczególnego, ot, zwykła miniaturka.
Betowane przez Akari
***
Numer Dwa nie był zwykłym psem. Seirin traktował
go jak najprawdziwszego członka drużyny, który towarzyszył im zawsze na
treningach, a czasem nawet – jak udało się go przemycić – to i na rozgrywkach.
Mimo tego, że wszyscy go kochali (no, może z wyjątkiem Kagamiego, który wolał
trzymać się od „bestii” z daleka), to niezaprzeczalnie największym uczuciem
darzył go Kuroko, a Taiga doskonale o tym wiedział. Widział, jak najniższy
członek ich grupy mimowolnie rozpromieniał się, kiedy zwierzak był przy nim. W
końcu to on się nim opiekował. To on go karmił i dawał mu dach nad głową.
Spędzali ze sobą naprawdę wiele czasu.
A teraz, gdy Kagami zdaje sobie sprawę z
więzi jaka ich łączy, nie potrafi spokojnie spoglądać na Tetsuyę siedzącego na
ławce w poczekalni. Skulonego i przerażonego, co ciężko zauważyć od razu, gdyż
wyraz jego twarzy nie bardzo różni się od zwyczajowego. A jednak, Kagami Taiga
był pewny, że w tym momencie Kuroko jest śmiertelnie przestraszony. Że kotłuje
się w nim naprawdę wiele emocji, niekoniecznie tych pozytywnych.
Chce coś zrobić, żeby mu pomóc. Pocieszyć.
Uspokoić. Naprawdę bardzo chce, ale po prostu nie potrafi nic innego, jak tylko
siedzieć obok, razem z Aidą, Hyuugą i Izukim.
Czekają. Jak długo? Dwie godziny? Trzy?
Instynktownie spogląda na okno, za którym jest już ciemno i zdaje sobie nagle
sprawę, że przesiedzieli tu pół dnia.
– To moja wina – wydusza w końcu z siebie
Kuroko, patrząc na jakąś kobietę, która jeszcze chwilę temu przywiozła swojego
kota, a teraz wychodziła z gabinetu zapłakana.
– Nie. – Kagami aż wzdycha z ulgą, dziękując
w myślach Aidzie, że pocieszenie Tetsuyi bierze na siebie. On nie dałby rady,
tylko mógłby pogorszyć sytuację. – Kuroko, to na pewno nie jest twoja wina. To
wina nas wszystkich. – Obejmuje go, przygarniając w swoje szczupłe ramiona.
– Pójdę po coś do żarcia – mówi nagle Kagami
i wstaje z ławeczki. Nie może już wytrzymać tej napiętej atmosfery. – Jakieś
specjalne zamówienia ze sklepu naprzeciwko?
***
Gdy pakuje zakupy w przeźroczysty, plastikowy
worek, nachodzi go czarny humor. Powinna go przecież cieszyć ta sytuacja. Nigdy
nie lubił pchlarza, chociaż tak naprawdę ten pchlarz nigdy mu też nic nie
zrobił. Jednak teraz, kiedy widział Kuroko w takim stanie, ma nadzieję, że
Numer Dwa dojdzie do zdrowia.
Widok roztrzęsionego Tetsuyi z zakrwawionym
szczeniakiem na rękach będzie go już chyba prześladować do końca życia.
– Dziękuję, do widzenia – mruczy pod nosem i
wychodzi ze sklepu.
Gdy w oknie kliniki widzi wysokiego mężczyznę
w kitlu – weterynarza, który opiekował się Numerem Dwa – rozmawiającego z Aidą,
Kuroko i Hyuugą, dwa razy musi zastanowić się, czy chce wejść do środka. Co
jeśli lekarz właśnie oznajmia im, że pies nie dał rady walczyć dalej? Czy znowu
chciał zobaczyć Kuroko w podobnym stanie, co kilka godzin wcześniej?
Wzdycha ciężko i pcha drzwi. Coś mu
podpowiada, że nie powinien go zostawiać w takiej sytuacji. Stanowili przecież
duet. Tetsuya to jego cień, a nieposiadanie swojego cienia jest przecież
nienaturalnym zjawiskiem.
– Jest teraz w śpiączce, operacja się udała –
oznajmia mu Aida, a on odczuwa nagłą ulgę. Aż uśmiecha się lekko, podając
Hyuudze zamówioną puszkę Coca–Coli. – Ale wciąż istnieje zagrożenie, miał
krwotok wewnętrzny. – Kiwa w zrozumieniu głową, zajmując swoje miejsce obok
Kuroko.
– Masz – mówi, wręczając mu Snickersa. – Nic
nie jadłeś – dodaje, kiedy nie uzyskuje żadnej odpowiedzi. Chłopak patrzy mu
najpierw głęboko w oczy, przerażająco głęboko, a dopiero później przenosi wzrok
na przekąskę.
– Nie jestem głodny – odpowiada cicho.
– Myślę – zaczyna Aida – myślę, że powinniśmy
odpocząć. A pies powinien zostać w klinice, nieważne ile nas później to
wyniesie.
– Złożymy się – mruczy Hyuuga, pomiędzy
jednym łykiem napoju, a drugim. – Teraz Numer Dwa jest ważniejszy od kosztów.
– Nie, zostanę – odzywa się Kuroko tonem
nieznoszącym sprzeciwu. Kagami aż zapatruje się na niego, gdyż jest to dosyć
niecodzienne. Ostatni raz słyszał ten ton podczas meczu z Aomine. – Nie można
go zostawić samego – dodaje jeszcze, już ciszej i nie tak pewnie.
– Ja zostanę – oferuje Hyuuga, spojrzeniem
próbując przekazać Tetsuyi, że nie jest sam i, co ważniejsze, że nie tylko on
martwi się o Numer Dwa. – Kagami… – zwraca się do niego, ale nie musi kończyć
podjętego zdania. Taiga doskonale wie o co chodzi, więc jedynie kiwa głową,
wstaje i podaje rękę Kuroko.
– Idziemy do domu – mówi, a gdy ten już
otwiera usta, żeby coś powiedzieć, przerywa mu: – Idziemy, powiedziałem. –
Przecież należy mu się odpoczynek. Nie może spędzić tu całej nocy, na tej
niewygodnej ławce, dodatkowo jeszcze będąc w takim stanie.
***
Idą w milczeniu ciemną, nieoświetloną dróżką,
a Kagami już dawno przestał na siłę wymyślać tematy do rozmowy. To nie jest
najlepsza chwila na dyskusje o koszykówce, o nowych stylach, które próbują
udoskonalić do zimowych rozgrywek i o planach na pokonanie przeciwnych drużyn.
Zdecydowanie to nie jest odpowiedni moment, bo przecież Numer Dwa jest
nierozerwalnie połączony z ich drużyną. Dlatego też idą w ciszy, wsłuchując się
w odgłosy swoich kroków. Dziwnie mu patrzeć na skulonego Kuroko, który zapewne
zadręcza się właśnie wyrzutami sumienia.
A przecież to nie była jego wina. To była
wina tej głupiej bestii. Kto normalny zrywa się ze smyczy i wbiega pod
samochód?
Ale co się stało, to się nie odstanie.
Kagami już otwiera usta, żeby właśnie tymi słowami pocieszyć swojego
przyjaciela, gdy zdaje sobie sprawę, że to byłaby najgłupsza rzecz, jaką mógłby
w takim momencie powiedzieć. Milczał więc dalej, nie próbując już się odzywać,
bo to może przynieść odwrotny skutek do oczekiwanego.
– Nie chcę wracać do domu – szepcze Kuroko, a
jego głos drży.
– Chcesz przyjść do mnie? – Kagami mówi bez
zastanowienia, ale już po chwili stwierdza, że to całkiem dobre posunięcie. Nie
był mistrzem w pocieszaniu, właściwie to był fatalnym pocieszycielem, ale może
samą swoją obecnością pomoże jakoś Tetsuyi. Przecież w takich momentach nikt
nie chciałby zostać sam.
– Kagami?
– Tak? – Spogląda na niego zaciekawiony i po
raz pierwszy od kilku godzin widzi na jego twarzy delikatny uśmiech.
– Dziękuję.
***
– Kawy? Herbaty? – Czuje się zakłopotany.
Przecież rzadko ktokolwiek go tu odwiedza. Po chwilowym zastanowieniu dochodzi
do wniosku, że tak naprawdę to Kuroko jest jego pierwszym gościem.
Przez chwilę, gdy patrzy na niezaścielone
łóżko, puszki po napojach walające się na podłodze i masę brudnych ubrań
poprzeplatanych z czystymi na fotelu, jest mu wstyd. Ale jego przyjacielowi
najwidoczniej to nie przeszkadza, bo jakby nigdy nic siada na jego
jednoosobowym łóżku i rozgląda się z zaciekawieniem.
– Ładnie – mówi, jakby nie zauważał
wszędobylskiego bałaganu. Burdelu, jak to zwykła mówić mama Kagamiego, kiedy
jeszcze mieszkał z rodzicami.
– Dziękuję. To co chcesz pić? – Chrząka
zdenerwowany. Nie potrafi przyjmować gości.
– Nic, dziękuję – odpowiada cicho, jak zwykle
pamiętając o formach grzecznościowych. Kagami wzdycha ciężko i siada obok
przyjaciela na łóżku.
– To co, idziemy spać? To był męczący dzień.
– Jeszcze się nie skończył – odpowiada
Kuroko, odwracając nagle spojrzenie i wbija je w żółtą ścianę. – To naprawdę
moja wina – dodaje po dłuższej chwili milczenia. – Nie zauważyłem, że sprzączka
przy zapięciu smyczy się poluźniła.
Umysł Kagamiego zaczyna pracę na najwyższych
obrotach. Co zrobić? Co zrobić? I nagle, tak zupełnie automatycznie, po
prostu obejmuje niższego i drobniejszego chłopaka, który, mimo pozorów, wcale
przecież tak drobny nie jest. Dopiero teraz, podczas tego uścisku, Kagami zdaje
sobie sprawę, że Kuroko ma twarde ramiona i że nie takie z niego chuchro, na jakie
wygląda.
Tetsuya wzdycha ciężko i bez słowa przytula
się do niego, zupełnie jakby tego objęcia cały czas potrzebował. Trwają tak
dłuższą chwilę w swoich ramionach. Jest całkiem przyjemnie, stwierdza
Taiga z delikatnym uśmiechem opierając brodę na czubku głowy Kuroko.
– Jestem zmęczony – odzywa się cicho chłopak,
a Kagami w myślach przyznaje mu rację.
– Możesz spać w moim łóżku, ja przygotuję
sobie futon – odpowiada i już ma zamiar przerwać ten uścisk, gdy Kuroko odzywa
się cicho, z policzkiem przyciśniętym do jego piersi.
– Kagami? Zostańmy tak jeszcze przez chwilę.
– I zostali.
***
– Kuroko? – mruczy pod nosem, kiedy zostaje
brutalnie obudzony przez piknięcie telefonu i światło ekranu, zalewające całe
pomieszczenie. Niby nic wielkiego. Gdyby to była inna noc, gdyby nie miał za
sobą tak dramatycznego dnia i gdyby Kuroko nie został u niego, zapewne nawet by
się nie przewrócił na drugi bok.
Jednak dzisiaj nie potrafi spać spokojnie i
beztrosko, bo wciąż ma przed oczami śmiertelnie przerażoną minę przyjaciela,
kiedy już po oddaniu ledwo żywego zwierzaka pod opiekę weterynarzy spoglądał na
swoje zakrwawione ręce i koszulkę Seirin. Kagami chyba nigdy tak szybko nie
biegł do szkoły. Chyba nigdy się tam aż tak nie spieszył, jak wtedy, kiedy
biegł po nowy, czysty T–shirt dla Kuroko, bo liceum znajdowało się bliżej niż
ich domy, a nie chciał pozostawiać przyjaciela na tak długo w ubrudzonym krwią
ubraniu.
– Nie mogę spać – odpowiada cicho.
– I dlatego co pięć minut sprawdzasz telefon?
– Wzdycha ciężko, podnosząc się na swoim futonie do siadu. – To może jednak
czegoś się napijemy?
– Też nie możesz spać? – pyta, patrząc na
niego z łóżka. Jego twarz oświetlała niebieska poświata z ekranu, w której
wyglądał jak ktoś skrajnie przemęczony.
– Powiedzmy. – Bo przecież w przypadku
Kagamiego nie chodziło o Numer Dwa. – W takim wypadku powinniśmy się czegoś
napić – mówi, wstając i zapalając światło.
– Słodzę dwie łyżeczki.
Kagami staje w progu, na początku nieco
zaskoczony, dopiero po chwili spogląda na Kuroko przez ramię z lekkim
uśmiechem.
– Mam na myśli alkohol, Kuroko. – Przynajmniej
zachował swoją postawę człowieka mało ogarniętego, przebiega mu przez
myśli, kiedy wyciąga z lodówki dwie puszki piwa. Już ma zamknąć drzwi od niej,
ale się rozmyśla i bierze kolejne dwie. Później marszczy brwi, odstawia piwo i
sięga do barku po sake. Łapie jeszcze tylko dwie małe czarki, po czym wraca do
Kuroko i z zadowoleniem wskazuje na to, co przyniósł.
– Czasem warto się po prostu dobrze napić –
mruczy pod nosem tonem znawcy, kiedy rozlewa im alkohol. Siedzą na podłodze
naprzeciwko siebie, oczywiście wcześniej Kagami musiał poodgarniać wszystkie
śmieci, żeby zrobić im miejsce.
– Dlaczego? – pyta Kuroko, wąchając alkohol w
czarce.
– Bo to pomaga – odpowiada, jakby to było
oczywiste.
– Rozwiązuje problemy?
– Nie…
– To po co pić, skoro nie rozwiązuje? –
Kuroko i te jego filozoficzne pytania. Kagami wzdycha ciężko.
– Jak nie chcesz, to nie pij – odpowiada
warknięciem. Chciał przecież dobrze.
Kuroko przygląda się sake jeszcze przez
chwilę, po czym bez namysłu przechyla naczynie i szybko wlewa w siebie całą
zawartość.
– Ale pomaga zapomnieć na chwilę – komentuje,
na co Kagami kiwa głową i nie chcąc być gorszy, również wypija swoją porcję.
– Jeszcze?
Wypijali czarkę za czarką w absolutnym
milczeniu. Słowa były tu zbędne. Nie potrzebowali ich, żeby się zrozumieć.
Zresztą, tak też jest na boisku. Jesteśmy
bardzo kompatybilni, stwierdza zapity umysł Taigi, kiedy podsuwa Kuroko
czarkę z sake. Ten bez słowa odbiera naczynie i wypija szybko. Miał skubaniec
tempo, więc Kagami nie mógł pozwolić, aby ten go przegonił.
Nic dziwnego, że kilkanaście minut później
siedzieli oparci o żółtą ścianę, pijani. Wypili butelkę sake na pół, no i na
dodatek zrobili to dosyć szybko.
– Nie tęsknisz za rodziną? – odzywa się
Kuroko i nietrudno zauważyć, że jest pijany.
Kagami potrzebuje chwili, aby jego mózg
przetrawił pytanie i je zrozumiał. Marszczy grube brwi w zastanowieniu, po czym
wypuszcza powietrze z płuc ze świstem.
– Nie – odpowiada. – Ale nie mam z nimi zbyt
dużego kontaktu, więc nie mam za czym tęsknić.
Kuroko kiwa głową w zrozumieniu i ponownie
pomiędzy nimi zapada cisza, przerywana jedynie odgłosem kropel rozbijających
się o metalowy parapet i szybę. Nawet nie zauważyli, kiedy tak się rozpadało.
Nagle Taiga czuje na swoim ramieniu ciężar.
Spogląda na przyjaciela przyciskającego do niego policzek.
– Nie jesteś samotny? – pyta Kuroko.
Najwidoczniej po pijaku zbiera mu się na takie głębokie rozmowy.
– Już nie – odpowiada z uśmiechem, a Tetsuya
odsuwa się od niego i spogląda mu prosto w oczy. Uśmiecha się lekko i
wystarczyła chwila. Moment. Ułamek sekundy, by Kagami, nie myśląc o tym, co
robi (a później pewnie będzie chciał zrzucić to na swoje upojenie alkoholowe),
pochyla się do niego i całuje. Najpierw niepewnie, jakby nie wiedział, czy może
pocałować swojego partnera z boiska, dopiero później, gdy nie napotkał żadnego
oporu, a wręcz przeciwnie, zapraszająco uchylone usta, zaczyna się angażować. W
przypływie emocji obejmuje go ramieniem, wsuwając dłoń w nieco przydługie już –
Kuroko chyba powinien wybrać się do fryzjera – włosy.
Ta chwila zaczyna przeciągać się w przyjemną
nieskończoność. I dla Kagamiego mogłaby się nigdy nie kończyć, bo wie, że
później nadejdą wyrzuty sumienia. Nie był gejem, do cholery. Ktoś taki jak on,
ze świetlaną przyszłością sportową, nie mógł być gejem. A jednak całuje teraz
swojego przyjaciela i, co gorsze, podnieca go to.
Odsuwają się od siebie powoli. Jeszcze jedno
spojrzenie. Jeden uśmiech i Kuroko opada swoim czołem na ramię Kagamiego.
– Spać mi się chce. – Taiga mimowolnie
uśmiecha się. Tylko Kuroko potrafi tak spieprzyć nastrój.
Nie zarejestrował momentu, w którym zasnęli.
Po prostu osunęli się po ścianie, a Tetsu ułożył swoją głowę na piersi
Kagamiego, utrudniając mu tym samym oddychanie. Leżeli tak chwilę z powidokiem
gorącego pocałunku na ustach i… I chyba zasnęli. Albo Kuroko powiedział coś
jeszcze, w stylu „zjadłbym hamburgera”, bo chyba coś takiego miało miejsce. Ale
nie był pewny. Może marzenie o hamburgerze było jedynie fragmentem snu
Kagamiego.
Jednak moment fatalnej pobudki zarejestrował
i to nawet bardzo dokładnie. Najpierw cicha melodia, znana chyba każdemu –
Nokia Tune – zaczęła go powoli budzić, zmieniając się w coraz głośniejszą, aż w
końcu umilkła.
Uchyla powoli powieki i niemal od razu
zamyka, gdy razi go słońce. Czuje nieprzyjemne skutki poalkoholowe. Podstawa czaszki
pulsuje tępym bólem, a żołądek niemal mu się wykręca.
Nokia Tune znowu wypełnia całe pomieszczenie
i teraz budzi Kuroko, który podnosi swoją roztrzepaną głowę z piersi Kagamiego,
rozgląda się dookoła nieprzytomnym spojrzeniem i wystarczy chwila, a siada jak
oparzony, by później rozpocząć poszukiwania telefonu.
Taiga podnosi się do siadu, obserwując
poczynania przyjaciela. Krzywi się z bólem, kiedy ciało podpowiada mu, że
spanie na twardej podłodze, dodatkowo z ciężarem Tetsu na piersi nie było dobrym
pomysłem. Oprócz głowy i brzucha boli go jeszcze ramię przygniatane całą noc
przez Kuroko, kręgosłup i lędźwie.
Chłopak odnajduje telefon i szybko odbiera.
– Tak? – Milczy chwilę, wsłuchując się w
słowa osoby dzwoniącej. I nagle na jego twarzy pojawia się uśmiech ulgi. Opada
na podłogę, kiwając głową, zupełnie jakby jego rozmówca mógłby to zobaczyć.
A Taiga w tamtym momencie zastanawia się, czy
Kuroko pamięta wczorajszy wieczór. Czy chciałby, żeby pamiętał.
– Dziękuję – mówi Tetsu. – Będziemy – my,
nie zapomina o Kagamim – za jakieś pół godziny. – Rozłącza się i z szerokim
uśmiechem, jakiego Taiga jeszcze u niego nie widział, obwieszcza, że Numer Dwa
już się obudził i że zagrożenie życia minęło. – Trzeba będzie mu kupić
mocniejszą smycz – dodaje jeszcze, na co Kagami się krzywi. Przecież nie lubi
tej bestii, ale lubi Kuroko.
– I kaganiec... – dopowiada. – Albo lepiej będzie
zamknąć go w klatce i ogrodzić ją płotem. Pod napięciem. – W odpowiedzi
otrzymuje kolejny szeroki uśmiech Tetsuyi. I choć nie ma pewności, czy
pocałunek sprzed kilku godzin został zapamiętany, czuje, że coś w jego życiu
się zmieni. Że koszykówka nie będzie jedyną jego miłością.
Roawr! KOCHANE! Co prawda nie mogę sobie wyobrazić pijanego Kuroko, ale po prostu SUPER. Błagam pisz więcej takich dłuższych opowiadanek!
OdpowiedzUsuńBtw. Dzięki Bogu, że nie uśmierciłaś kochanego psa ;-;
cudowne *w*
OdpowiedzUsuńTo znaczy takie w sam raz. Ani nie przesłodzone ani nie kompletnie bez emocji. Do tego dobrze przedstawieni bohaterowie...
Tylko trochę przeszkadzało mi to ciągle zmienianie czasu z teraźniejszego na przeszły, przez co momentami się gubiłam.
Gdy czytałam to jak Kagami nie wiedział jak się zachować w poczekalni i wyszedł do sklepu z tej bezsilności, to poczułam się tak, jakbym trochę czytała o sobie...
Ale właśnie fajne też było, że się nierozckliwiałaś, kiedy KuroKaga się pocałowali. No cóż, nie ma się nad czym rozckliwiać, gdy jest się po alkoholu i to w takiej ilości xD
Dobrze, że z Numer Dwa wszystko się jakoś unormowało. Bakagami mógłby czasami ugryźć się w język, gdy o nim mówił, no ale cóż, to tylko Bakagami.
Wspaniała notka, uwielbiam <3
Trochę dziwnie się czuję, komentując prawie rok po dodaniu samego one-shota, ale jak coś czytam, to to komentuję :3
Pozdrawiam!
[http://wyrwane-kartki-kalendarza.blogspot.com/]